Wiadomości
wszystkieRecenzja filmowa: Godzilla vs. Kong (PLAKAT)
Recenzja również na: mediakrytyk.pl
Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie
Plakat i informacje o filmie w mediakrytyk.pl
Jeśli taką komercyjną bombę zaczynają pokazywać w kinie, to może oznaczać, że przynajmniej niektóre aspekty życia wracają do normalności. Po seansie mam jednak mieszane uczucia. Dziwna sprawa, niby człowiek idzie do kina z minimalnymi oczekiwaniami i dokładną znajomością zasad danego gatunku, a i tak czuje rozczarowanie.
Oczywiście danie główne smakuje wyśmienicie. Najważniejsze jest tu starcie gigantów i do tego nie mam żadnych zastrzeżeń. Nakręcono to bardzo pomysłowo i z odpowiednią dawką dramaturgii. Zwłaszcza pierwsze starcie na środku oceanu wciska w fotel. To był ten moment, kiedy dostałam dokładnie to, po co przyszłam i odnotowałam sto procent satysfakcji. Zarówno Godzilla jak i Kong wyglądają fantastycznie, są odpowiednio przerażające i interesujące. Nic dodać, nic ująć.
Niestety potwory nie mogą walczyć przez cały czas, potrzebne są jakieś wypełniacze, zapchajdziury, jakaś pretekstowa historia, która pomoże nam przeczekać do następnej potyczki. I tu jest tragedia. Bardziej leniwego scenariusza ze świecą szukać. Momentami wygląda to wręcz na autoparodię. Ja rozumiem, że poprzednie filmy o Godzilli zebrały baty za to, że za bardzo smęciły i skupiały się na ludzkich bohaterach. Wątpię jednak, żeby krytykom chodziło o taki efekt, jaki zaprezentowano w tym filmie. Bo potworów jest więcej, ale tak samo klisz i głupoty. Kiedy giganty liżą rany po walce, my dostajemy porcję obowiązkowej zagmatwanej ekspozycji oraz zwiedzamy świat przedstawiony, w którym tajne pliki trzyma się na pulpicie komputera, tak, że każdy przypadkowy posiadacz pendrive ’a może zostać hakerem. Oczywiście super tajna siedziba nie ma ochrony ani monitoringu, nasi bohaterowie zwiedzają ją niczym Centrum Nauki Kopernik, a cierpiący na słowotok Złoczyńca z kompleksem Boga wyjawia swój niecny plan z obowiązkową szklaneczką whisky w ręce. Daliby mu piwo albo yerba mate, cokolwiek by przełamać schemat!
Jak oglądasz to w domu, to możesz sobie w tym czasie zrobić kawę, w kinie nie ma niestety za bardzo gdzie uciec. Mnie te momenty pomiędzy walkami nieznośnie irytowały i nużyły. I co najgorsze kompletnie wytrącały z rytmu. Normalnie mogłabym to zignorować, jednak było tego tak dużo, do tego okraszone okropnymi, silącymi się na humor dialogami, że nawet dwa potwory nie dały temu rady. A zepsuta zabawa jest gorsza niż brak zabawy w ogóle.
(Ala Cieślewicz)
Reż. Adam Wingard
Ocena: 5/10